123

Uwaga! Ta wi­try­na wy­ko­rzy­stu­je pli­ki cook­ies w ce­lu umoż­li­wie­nia dzia­ła­nia nie­któ­rych fun­kcji ser­wi­su (np. zmia­ny ko­lo­ru tła, wy­glą­du in­ter­fej­su, itp.) oraz w ce­lu zli­cza­nia li­czby od­wie­dzin. Wię­cej in­for­ma­cji znaj­dziesz w Po­li­ty­ce pry­wat­no­ści. Ak­tual­nie Two­ja przeg­lą­dar­ka ma wy­łą­czo­ną ob­słu­gę pli­ków co­o­kies dla tej wi­try­ny. Ten ko­mu­ni­kat bę­dzie wy­świet­la­ny, do­pó­ki nie za­ak­cep­tu­jesz pli­ków cook­ies dla tej wi­try­ny w swo­jej przeg­lą­dar­ce. Kliknięcie ikony * (w pra­wym gór­nym na­ro­żni­ku stro­ny) ozna­cza, że ak­ce­ptu­jesz pli­ki cookies na tej stro­nie. Ro­zu­miem, ak­cep­tu­ję pli­ki cook­ies!
*
:
/
G
o
[
]
Z
U

Niedziela – 11.07.10

Niedzielny poranek

Kolejna niedziela w Kisasi. Wiedziałem, że rano będą śpiewy w oddalonym od nas o 50 metrów kościele. Wstałem więc rano i tym razem nagrałem jedną z piosenek w całości:

 
Śpiew w kościele. Kisasi. Kenia.

Niedziela u Państwa Musee

Pan Ngomo Musee pracujący w jednej ze szkół w Kisasi zaprosił nas do swojego domu na obiad. Nie ukrywał, że jego młodsze dzieci nie widziały jeszcze „białych”, więc trudno było odmówić im tej okazji. W sobotę Pan Musee odwiedził nas i ustaliliśmy termin spotkania na niedzielne południe. Pan Musee pracuje w Kisasi, ale mieszka w Kitui. Tak więc czekała nas kolejna podróż do Kitui. Około dziesiątej trzydzieści staliśmy na „przystanku” i czekaliśmy na matatu.

Wcześniej jednak zajrzeliśmy do pobliskiego sklepu, aby oddać butelki po napojach (jeśli kupuje się napoje w szklanych butelkach, to należy zapłacić „zastaw”, ale my po znajomości dostawaliśmy butelki bez zastawu, więc najszybciej jak było można butelki te oddawaliśmy). W sklepie tym jest też punkt ładowania komórek i pan prowadzący ten punkt pozwolił mi zrobić zdjęcie. Tak to wygląda:

 

W punkcie ładowania telefonów komórkowych. Kisasi. Kenia.

Stojąc na przystanku sfilmowałem matatu jadące w przeciwnym do naszego kierunku. Widać, że mimo kiepskich dróg kierowcy rozwijają dość dużą prędkość, a potem gwałtownie hamują:

 
Matatu Simba (simba znaczy lew). Kisasi. Kenia.

Mija nas grupka dzieci – z racji niedzieli – ubranych w światęczne ubranka. Niektóre rozpoznają nas ze szkoły i machają do nas przyjaźnie. Oczywiście nie zaszkodzi zrobić zdjęcie. To wielka frajda dla obu stron (i fotografujących i fotografowanych):

 

Dzieci w odświętnych ubrankach. Kisasi. Kenia.

Po kilkunastu minutach pojawiło się matatu jadące w naszym kierunku. Wsiedliśmy choć było ciasno (bardzo ciasno). Okulary przeciwsłoneczne, które trzymałem w ręku niestety uległy zmiażdżeniu :-(. Na szczęście sprzęt ocalał, ale oczywiście w tych warunkach nie było mowy o fotografowaniu w drodze.
W Kitui, jeszcze przed spotkaniem z Panem Musee odwiedziliśmy bankomat. Bez problemu pobrałem 4000 szylingów, co obciążyło moje konto kwotą 165 złotych.

Potem udaliśmy się na spotkanie z Panem Musee, który z miejsca spotkania zabrał nas do swojego domu. Tam przywitała nas jego rodzina, czyli żona i troje dzieci. Pewną ciekawostką był przy okazji przedstawiania rodziny fakt, że dwoje dzieci ma takie same imiona (po dwóch babciach).

Usiedliśmy za stołem i zaczęliśmy rozmawiać, a pani domu w tym czasie podała obiad. Pierwszy raz w Kenii miałem okazję spróbować dania z ziemniakami, tzn. ugotowane ziemniaki w sosie (podobnym do gulaszu). Do tego sałatka z pomidorów. Był też do wyboru ryż, ale wybrałem ziemniaki. Po obiedzie jeszcze chwilę porozmawialiśmy, a potem odbyła się mała sesja zdjęciowa :-).

 

Pan Ngomo Musee ze swoją żoną przed domem w Kitui. Kenia.

Jeszcze w czasie rozmowy zapytałem Pana Musee o charakterystyczną biżuterią afrykańską wykonaną z małych kolorowych koralików. Chciałem nabyć taką biżuterię, ale na razie nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Pan Musee powiedział, że odprowadzi nas do matatu i spróbuje pomóc w znalezieniu tej biżuterii. Tak więc po sesji zdjęciowej ruszyliśmy w kierunku „stacji” matatu. Po drodze spotkaliśmy panią, która zajmuje się właśnie dystrybucją szukanej przeze mnie biżuterii. Nie wiem jak to się stało, że tę panią spotkaliśmy, może to był przypadek, a może Pan Musee do niej zadzwonił. W każdym razie umówiliśmy się, że we wtorek przyjedzie do nas do Kisasi ktoś z taką właśnie biżuterią.

Mimo tego, że sprawa biżuterii była już załatwiona, po dojściu do stacji Pan Musee jeszcze kogoś tam poszukał i kiedy już siedziałem w matatu okazało się, że mogę od ręki kupić to, czego szukałem. Tak więc zrobiłem tu pierwsze zakupy, z czego byłem bardzo zadowolony:

 

Biżuteria wykonana z koralików i innych naturalnego pochodzenia elementów, jak malowane nasiona, muszelki, itp. Kenia.

W drodze powrotnej w matatu było trochę luźniej, ale po drodze nie było za bardzo ciekawych tematów do fotografowania. Nagrałem tylko film we wnętrzu naszego pojazdu:

 
W matatu w drodze do Kisasi. Kenia.

Po powrocie, zachęcony dokonanymi zakupami, zainteresowałem się pracą, którą wykonywała jedna z pań siedzących przed sklepem. Pani plotła koszyk:

 

Pani Murzynka plotąca koszyk. Kisasi. Kenia.

Porozmawialiśmy z Panią i okazało się, że koszyk można będzie kupić, ale jest problem, bo my wyjeżdżamy z Kisasi w czwartek rano, a Pani nie jest pewna, czy zdąży go skończyć. Niestety, jak się później okazało – nie zdążyła. Ale przynajmniej próbowałem :-).

W drodze do domu, jeszcze tylko dwaj chłopcy zaprezentowali nam swoją broń i na tym zakończyłem działalność fotograficzną w tym dniu. Nie musieliśmy nawet wychodzić na kolacje do Checkpointu, bo od Państwa Musee dostaliśmy w termosie to, co było dla nas przygotowane na obiad, a czego nie zjedliśmy w ich domu.

 

 

 

Chłopcy prezentują swoją „broń”. Kisasi. Kenia.



Komentarze: skomentuj tę stronę

Serwisy 3n

Logo Kombi
Logo Wirtualnej Galerii
Logo 3N STOCK PHOTOS
Logo Kombi PDF Tools
Logo Projektora K3D
Logo 3N Games